Kiełb: Wyczuwalny jest zawód, ale teraz waga jest teraz inna. Gramy o "być lub nie być"
- Trzeba stawić czoła temu, co przed nami. Takie mecze są wyjątkowe i dla takich meczów człowiek żyje. Dla nas to półfinał, ale to de facto dwa finały - mówi przed najważniejszymi meczami sezonu 2021/22 Jacek Kiełb, kapitan Korony Kielce. Zwycięstwo w czwartek da Koronie awans do finału baraży o PKO Ekstraklasę.
W tym momencie kielczanie nie mają już miejsca na błąd. Aby dostać się do elity, muszą wygrać dwa mecze. Najpierw z Odrą, potem ze zwycięzcą meczu Arka Gdynia - Chrobry Głogów.
- Staram się przekazać chłopakom, abyśmy całą swoją energię, zdrowie, głowę i duszę skupili na tym pierwszym meczu. A to, co będzie później, zobaczymy. Na ten moment liczy się 90 minut koncentracji z Odrą, a może przyjdzie nam zagrać więcej - podkreśla "Ryba".
Żółto-czerwoni mają do wyrównania rachunki. Pod koniec sezonu zasadniczego dostali od Odry lanie, przegrywając 1:3, ale wynik tego spotkania mógł być znacznie wyższy. Dominacja na boisku była wyłącznie po stronie gospodarzy.
- Nie patrzymy na to spotkanie przez pryzmat meczu w Opolu. Możemy oczywiście wyciągnąć z niego wnioski oraz lepsze momenty, ale każdy mecz jest inny. Teraz przede wszystkim jest inna waga meczu, gramy o "być albo nie być" - podkreśla kapitan Korony.
- Pomoże nam tylko pozytywne myślenie. Gdybanie nie ma sensu. To nie jest łatwy dla nas wszystkich, bo tak samo jak kibice, tak samo my liczyliśmy na bezpośredni awans. Jest wyczuwalny zawód, ale my się jeszcze nie szykujemy do kolejnego sezonu w pierwszej lidze - dodaje.
Kielczanie muszą być gotowi na różne warianty. W przypadku remisu konieczna będzie dogrywka, a po niej być może rzuty karne. Żółto-czerwoni zwrócili uwagę na "jedenastki" podczas ostatnich treningów.
- Korona potrafiła pokazać trzymać napięcie do samego końca. Wierzę, że to spotkanie zakończy się dla nas pomyślnie. Jesteśmy przygotowani na każdy scenariusz - zapowiada Kiełb.
Spotkanie Korona - Odra w półfinale baraży odbędzie się w czwartek o godz. 18:00.
fot: Mateusz Kaleta