Miłe złego początki, tak można w skrócie określić spokanie Korony Kielce z Arką Gdynia, kiedy to w końcówce kielczanie przegrali wygrany mecz. Po raz kolejny sprawdziło się stare, piłkarskie przysłowie, iż niewykorzystane sytuację się mszczą. Tak było w przypadku kieleckiej Korony, która w sobotni wieczór przegrała na własne życzenie z Arką Gdynia 1:2. – Serce krwawi po takim spotkaniu – podsumował na konferencji prasowej trener kielczan Marek Motyka.
To miało być piłkarskie święto w Kielcach. Gospodarze swoje setne spotkanie w piłkarskiej Ekstraklasie chcieli uczcić zwycięstwem. Chcieli, bowiem po ostatnim gwizdku sędziego podopieczni Marka Motyki schodzili z murawy w minorowych nastrojach. Przegrali, wydawało się praktycznie wygrany pojedynek. A zaczęło się wyśmienicie...
Faworytem konfrontacji byli piłkarze ze stolicy województwa świętokrzyskiego, którzy w dotychczasowej historii legitymowali się lepszym bilansem. W sześciu meczach, wygrywali aż czterokrotnie (w sumie Korona strzeliła Arce 11 bramek, tracąc jedynie 4). Kibicom mogło szczególnie utkwić w pamięci spotkanie z sezonu 2005/06, kiedy na Arenie Kielc złocisto-krwiści pokonali ekipę znad Morza 1:0, a autorem trafienia na wagę trzech punktów był wówczas Robert Bednarek, dziś podpora defensywy Arki.
Kielczanie nad sobotnim rywalem mieli pięć punktów przewagi i liczyli z pewnością na kolejną zdobycz zwłaszcza, że w następnych pojedynkach mierzyć się będą z Legią Warszawa i Wisłą Kraków. Konfrontację poprzedziła miła uroczystość. Pamiątkową koszulkę Korony otrzymał wspomniany wcześniej Bednarek, obrońca który z kieleckim zespołem wywalczył dwa awanse do Ekstraklasy. W wyjściowym składzie gospodarzy zaszło kilka zmian względem ostatniego wygranego 3:2 w dosyć szczęśliwych okolicznościach pojedynku z Piastem Gliwice. Kamila Kuzerę, który tym razem zasiadł na ławce rezerwowych zastąpił Paknys. W ataku, u boku Brazylijczyka Ediego pojawił się natomiast Krzysztof Gajtkowski. Na lewej pomocy zamiast Pawła Sobolewskiego zagrał Edson.
Luis da Silva Edson (z numerem 37 w żółto-czerwonym trykocie) oraz Aleksandar Vuković (na drugim planie w żółto-czerwonym stroju) nie pomogli Koronie zwyciężyć to spotkanie (fot. Rafał Roman)
Już pierwsza, ofensywna akcja Korony przyniosła jej prowadzenie. Jacek Kiełb wykorzystał podanie od Gajtkowskiego i precyzyjnym strzałem pokonał Andrzeja Bledzewskiego. Pomocnik, który kilka dni wcześniej, na tym samym stadionie wystąpił w meczu młodzieżowej reprezentacji Polski do lat 21 otworzył wynik. Korona, po strzeleniu gola, mogła szybko podwyższyć prowadzenie. Zdaniem sędziego Pawła Gila Edi był na pozycji spalonej. Kielczanie oddali inicjatywę gościom, którzy skwapliwie to wykorzystali. Lubomir Lubenow jak rasowy snajper ograł dwóch defensorów i strzelił na bramkę Cierzniaka. Piłka otarła się jeszcze o ręce golkipera Korony i wpadła do siatki. Do przerwy utrzymał się zatem remis 1:1, choć przed zmianą stron Andradina mógł pokonać Bledzewskiego.
Jacek Kiełb (przy piłce) otworzył wynik tego meczu oraz zaliczył bardzo dobry występ grając 90 minut, na zdjęciu w pojedynku z byłym kapitanem Korony Robertem Bednarkiem (fot. Rafał Roman)
Kolejny raz sprawdziło się jednak futbolowe przysłowie, iż niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Tak było chociażby w sytuacji z 82 minuty, gdy znajdujący się sam na sam z bramkarzem Arki Konon nie potrafił pokonać byłego zawodnika Górnika Zabrze. Wcześniej sztuka ta nie udała się Sobolewskiemu. Końcówka należała do przyjezdnych. Właściwie ich ostatni zryw w meczu, pozwolił zdobyć drugiego gola. Litwin Paknys faulował w obrębie pola karnego. Arbiter z Lublina nie miał wątpliwości, pokazując prawemu obrońcy czerwoną kartkę i dyktując jednocześnie rzut karny.
Cierzniak niczym Jerzy Dudek z pamiętnego finału Ligi Mistrzów ze Stambułu próbował zdekoncentrować strzelającego Adriana Mrowca. „Dudek dance” nie przyniósł żadnych efektów, bowiem pomocnik gdynian precyzyjnym uderzeniem umieścił futbolówkę między słupkami. Kielczanie opuszczali murawę z opuszczonymi głowami, a goście wspólnie z grupą swoich sympatyków mogli radować się z kompletu punktów.
Załamany takim obrotem sprawy na pomeczowej konferencji prasowej był opiekun kielczan. - Po takim meczu po prostu serce mi krwawi. W szatni widziałem zawodników, którzy niemal płakali. Trzeba jak najszybciej psychicznie podbudować się. Chciałem pogratulować chłopakom ambicji, bo jej im nie brakowało. Niestety zawiodła skuteczność – stwierdził Marek Motyka.
- Jedyne, co było dobre w meczu z Koroną, to wynik – przyznał szkoleniowiec Arki. - Wracamy z trzema punktami do domu i w tej chwili to się tylko liczy. Wcześniej graliśmy dobre spotkania, ale nie zostaliśmy nagrodzeni świetnymi rezultatami. Dzisiaj zaprezentowaliśmy się chyba najsłabiej w sezonie, a zdobyliśmy komplet punktów – dodał Dariusz Pasieka.
KORONA KIELCE – ARKA GDYNIA 1:2 (1:1)
1:0 - Jacek Kiełb (2),
1:1 - Lubomir Lubenow (26),
1:2 - Adrian Mrowiec (90)-karny.
Żółte kartki: Edi, Hernani – Sakaliew, Płotka. Czerwona kartka: Paknys (90 min., za faul). Sędziował: Paweł Gil (Lublin). Widzów: 10 500.
Korona: Cierzniak - Paknys, Markiewicz, Hernani, Mijailovic, Kiełb, Wilk, Vukovic, Edson (62. Sobolewski), Edi (84. Cichos), Gajtkowski (62. Konon)
Arka: Bledzewski - Kowalski (60. Wilczyński), Siebert (19. Płotka), Szmatiuk, Bednarek, Budziński, Mrowiec, Ława, Lubenow, Wachowicz, Sakaljew (73. Labukas)